Od niedawna mieszkam na Majorce, jednak wyprowadzając się zostawiłam w Polsce nie tylko rodzinę i przyjaciół, ale także moje ulubione miejsce pracy, czyli Restaurację Zielony Kuter w Stegnie. Wszyscy wiedzieli, że muszę wyprowadzić się z tego kraju, bo już dłużej w Polsce nie wytrzymam, ale najchętniej zabrałabym wszystkich ze sobą do Hiszpanii, również moje miejsce pracy i szefów. Jak wiadomo, nie można mieć wszystkiego, więc czekam na odwiedziny moich ukochanych osób na Majorce, do restauracji jeszcze wpadnę, a tutaj niebawem rozpoczynam swoją karierę w gastro na stanowisku kelnerki na plaży w Alcudi.
Praca kelnerki nigdy nie była moją wymarzoną, ale robię to od ponad dziesięciu lat i robię to dobrze, znam się na tym i dlatego na Majorce też postanowiłam od tego zacząć, bo wystarczającą trudność sprawi mi rozmowa z ludźmi w innych językach niż polski, więc nie chcę się przejmować innymi rzeczami. W Polsce pracowałam w różnych miejscach, lepszych i gorszych, jednak Zielony Kuter pozostanie w moim sercu na zawsze. Dlatego piszę ten post, aby udowodnić moim Drogim Fanom, że w Polsce da się normalnie pracować, jeśli tylko są do tego odpowiednie warunki.

Praca w gastronomii nie jest łatwa, ale jeśli panuje odpowiednia atmosfera, wykonuje się dobrze swoją pracę i nie trzeba się wstydzić tego, co jest podawane na talerzach to jest zdecydowanie prościej i można to przeżyć i przychodzić do pracy z uśmiechem na twarzy, a nie tylko odliczać godziny do końca zmiany, a jak wiadomo czasami nie wiadomo o której się skończy.
W poprzednich miejscach pracy spotkałam się z różnym dziwnym zachowaniem szefów, którego nie będę teraz komentować, bo ten post ma mieć wydźwięk pozytywny, więc zostawiam tu miejsce na to, abyście puścili wodzę swojej wyobraźni.
Co jest dla mnie ważne w pracy w gastro?
- Żebym nie musiała się wstydzić za to, co wychodzi z kuchni. W różnych miejscach widziałam różne rzeczy, na przykład sprzedawanie przeterminowanych surówek.
- Normalna i przyjazna atmosfera pracy
- Żeby nawet w sezonie mieć chociaż jeden dzień wolny i nie tyrać aż tak bardzo jak wół, bo to i tak ciężka praca, a kiedyś trzeba odpocząć, żeby mieć siły do dalszej pracy.
Mój szef zawsze spełniał natychmiastowo moje marzenia co do nowych mopów lub ścierek, innych rzeczy, których mi brakowało oraz wymysłów co do moich dni wolnych, bo 'wyjeżdżam na wycieczkę’. Nie każdy miałby do mnie tyle cierpliwości.
Nigdy nie spodziewałam się, że pewnego dnia trzy lata temu idąc do Żabki po keczup i wstępując do Zielonego Kutra z pytaniem, czy nie potrzebują kogoś do pomocy na weekendy (wtedy miałam inną pracę w tygodniu), że tak bardzo mi się tam spodoba i będzie mi się tam tak dobrze pracowało. Wtedy akurat pękła mi szyba w aucie zupełnie bez powodu i miałam dość pożyczania pieniędzy od wszystkich i postanowiłam wziąć w końcu życie w swoje ręce.
Oczywiście nie dorobiłam się fortuny, bo jak to ja – szalona podróżniczka wydałam wszystko na wycieczki, ale dzięki temu, że przez pewien czas miałam dwie prace i pracowałam często po kilkadziesiąt dni pod rząd Wy mogliście oglądać moje podróże w internecie, na instastories, a teraz czytać moje opowieści na blogu. Mówię o tym teraz, bo ludziom się wydaje, że podróżnicy to tylko jeżdżą na wycieczki i nie chodzą do pracy, a forsę to nie wiem skąd mają. Opisuję moją rzeczywistość i wiem, że wiele koleżanek z IG tak samo pracuje w dwóch pracach, żeby potem móc gdzieś pojechać i coś zobaczyć.
Mimo tego, że nie dorobiłam się fortuny to jak na lokalizację Zielonego Kutra zarobiłam wystarczająco dużo dla mnie. Wiem, że nigdzie indziej w okolicy bym tyle nie zarobiła.
Po pewnym czasie, rok temu zrezygnowałam z tej pierwszej pracy na rzecz pracy całkowicie w Zielonym Kutrze, bo nie opłacało mi się wydawać milionów monet na paliwo dojeżdżając z domu do Sopotu około 120km w obie strony dziennie. Tamtą pracę też lubiłam, ale pracowanie w dwóch miejscach było bez sensu, gdyż całe pieniądze z dodatkowej pracy w restauracji przeznaczałam na paliwo, nie miałam ani jednego dnia wolnego i byłam zmęczona życiem tam bardzo, że pewnego dnia przewróciłam się na schodach z talerzami ze zmęczenia i szef po mnie sprzątał.
Odkąd zaczęłam tam pracować ani razu nie chciałam się zwolnić, ale musiałam, bo jak wiadomo moim celem życiowym odkąd pierwszy raz pojawiłam się w Hiszpanii było zamieszkanie w tym kraju, gdyż tu jest moje miejsce na świecie. Tak trafiłam na Majorkę, która jest super fajna i wszystkich was tu zapraszam. Tutaj znajdziecie posty na blogu o Majorce z październikowej wycieczki, a niebawem możecie spodziewać się więcej treści.
W innych pracach często spotykałam się z czepianiem o głupstwa i obrażaniem na mnie jako pracownika, w Zielonym Kutrze nigdy. Może dlatego, że jestem taka wspaniała, a może dlatego, że szefowie, oprócz tego, że są szefami to są po prostu normalnymi, super ludźmi, którzy sami pracują, a nie tylko wydają rozkazy swoim pracownikom nie mając zielonego pojęcia o pracy w gastro. Myślę jednak, że ta współpraca była wspaniała z obu powodów. HEHE, po prostu wszyscy jesteśmy wspaniali, po co owijać w bawełnę. Pewnego dnia pojechaliśmy nawet razem na wycieczkę, było super.
Za co kocham Zielony Kuter i dlaczego powinniście tam pójść zjeść obiad
- Za normalną, przyjazną atmosferę i stworzenie mi dobrych warunków do pracy.
- Za moich szefów i współpracowników, z którymi mogłam rozmawiać na każdy temat, nie tylko o pracy i dzięki temu nie zwariować.
- Za kupowanie mi mopów na żądanie.
- Za podejście do pracownika jak do człowieka, a nie do robotnika, który ma tylko robić na szefa jak to można odczuć w niektórych miejscach.
- Za to, że przychodząc tam mogłam się czuć jak w domu, tak dobrze mi się tam pracowało.
- Za wszystkie wspólne żarty, chwile i głupoty. Po prostu najlepsza, wymarzona ekipa w pracy.
- Za pyszne jedzenie – wiadomix, nie pracuję w byle gównianych miejscach, dawno z tym skończyłam.
- Za to, że wiem, że mogę zawsze na nich liczyć.
- Za najlepsze pożegnanie pod słońcem, którego nie chciałam, ale mnie namówili, za co dziękuję.
CO ZAMÓWIĆ W ZIELONYM KUTRZE?
Najchętniej zjadłabym wszystko, bo jest pyszne i ciężko byłoby mi wybrać jedną rzecz, dlatego lepiej chodzić tam codziennie na wczasach, albo co tydzień jak się tam mieszka.
- Ja wzięłabym krewetki GAMBAS AL AJILLO – bo są przepyszne i lepsze niż w niektórych miejscach w Hiszpanii, czasem na Majorce dostałam takie obrzydliwstwo, że było mi nie dobrze. W Kutrze to nie grozi.
- ŻUREK/POMIDOROWA – nie zawsze jest, ale jak już jest to jest to najlepszy żurek, jaki jadłam w życiu i wy też zjecie w swoim. Jak nie ma żurku to pomidorówka, też najlepsza na świecie.
- ZUPA RYBNA – ja nie jem takiego czegoś, ale ludzie chwalą i mówią, że to najlepsza w ich życiu.
- BURGER – do wyboru, każdy jest przepyszny, ale ja chyba najbardziej lubię po prostu wołowego.
- MAKARON Z KREWETKAMI
- PIZZA – Często się mówi, że najlepsza pizza jest we Włoszech, ale ja jadłam najlepszą nie tam, a w Zielonym Kutrze.
- Ryby jak ryby, wszystkie są najlepsze, a mięso tak samo, ale zawsze polecałam ludziom takie rzeczy, które nie są oklepane i których nie znajdą na przykład gdzieś indziej, czyli np jak ryba to z jakimś sosem, a nie sam dorsz, albo jak drugie danie to nie grilowana pierś, albo schabowy, tylko polędwiczki w sosie grzybowym albo coś innego. PS I tak Polacy kochają schabowe, nie da im się przegadać.
Finalnie możecie zamówić co chcecie, bo i tak dostaniecie najlepszą jakość, talerz będzie pełny, brzuchy i podniebienia zadowolone, a jak nie zmieścicie deseru to weźcie tą szarlotkę na wynos, bo szkoda, żeby takie pyszności się marnowały.
PS na tłusty czwartek były w tym roku niesamowite pączki, podobno kolejne dopiero za rok, ale może jak ich przyciśniecie to wstaną o 8 rano i zrobią kolejną turę.
Ostatecznie bardzo chciałabym podziękować za współpracę moim kolegom i koleżankom z pracy i uświadomić Wam, Drodzy Fani, że w Polsce też można jednak wbrew pozorom normalnie pracować, zależy gdzie się trafi. Wiecie, że was wszystkich kocham i czekam na was na Majorce?

Leave a Comment